Nie powinnam tak źle nastawiać się na pracę z dziećmi. Druga część moich praktyk dużo bardziej mi się podobała mimo, że miałam mniej obowiązków i mniej czynności mogłam wykonywać samodzielnie. Szczerze mówiąc, sama się do nich nie pchałam. Byłam bardziej przerażona niż mali pacjenci na przykład przy pobieraniu krwi. Pielęgniarki nie były zbyt sympatyczne, niechętnie odpowiadały na moje pytania, więc po jakimś czasie przestałam im je zadawać. Za to pomocą służyli lekarze. Młody pan doktor, dopiero zaczynający specjalizację zabierał mnie ze sobą na badania, opisywał zabiegi, a nawet przekonał oddziałową żeby zwolniła mnie na cały dzień i zaprowadził na blok na swoje operacje.
Ubrałam zielone ubranko i podekscytowana weszłam na salę. Za drzwiami pani anestezjolog zajmowała się pacjentką, pielęgniarki przygotowywały narzędzia, a pan doktor pokazywał mi zdjęcia kręgosłupa dziewczynki ze skoliozą i tłumaczył na czym będzie polegać zabieg. Czasami zadawał mi anatomiczne pytania, kazał liczyć kręgi. Dostałam podest żeby wszystko oglądać z góry. Na początku dziwnie było mi obserwować Małgosię, z którą wczoraj jechałam na zdjęcie rentgenowskie, pomagałam nawlekać koraliki na sznureczek, przytulałam, pomagałam jeść obiadek, bo mama została w domu i miała przyjechać dopiero po operacji. Potem chirurdzy zaczęli swoją pracę i przestałam o tym myśleć. Powoli dostali się do kręgosłupa, zrobili sobie dużo miejsca. Obserwowałam ich żmudną pracę przy wycinaniu tkanek, ich siłę przy łamaniu wyrostków kolczystych ( wtedy z zaskoczenia zaczerpnęłam głośno powietrza, a młody chirurg zaśmiał się i stwierdził, że na nim to też za pierwszym razem zrobiło wrażenie). Potem zaczęli wkręcać do trzonów kręgów śruby, kontrolując ich położenie przy pomocy zdjęć rentgenowskich. Wszyscy obecni na sali ubrali ołowiane fartuchy. Na sam koniec do śrub powkładali masywne druty, których zadaniem było wyprostowanie skrzywionego kręgosłupa. Przepłukali, pozszywali pacjentkę i wysłali na oiom. Potem odbył się drobny zabieg stopy. Tu nie potrzebna była siła, bardziej liczyła się precyzja i dokładność. Ta operacja bardziej mi się podobała. Chwilowo zakochałam się w chirurgii, ale ortopedia to nie moja bajka :)
Ubrałam zielone ubranko i podekscytowana weszłam na salę. Za drzwiami pani anestezjolog zajmowała się pacjentką, pielęgniarki przygotowywały narzędzia, a pan doktor pokazywał mi zdjęcia kręgosłupa dziewczynki ze skoliozą i tłumaczył na czym będzie polegać zabieg. Czasami zadawał mi anatomiczne pytania, kazał liczyć kręgi. Dostałam podest żeby wszystko oglądać z góry. Na początku dziwnie było mi obserwować Małgosię, z którą wczoraj jechałam na zdjęcie rentgenowskie, pomagałam nawlekać koraliki na sznureczek, przytulałam, pomagałam jeść obiadek, bo mama została w domu i miała przyjechać dopiero po operacji. Potem chirurdzy zaczęli swoją pracę i przestałam o tym myśleć. Powoli dostali się do kręgosłupa, zrobili sobie dużo miejsca. Obserwowałam ich żmudną pracę przy wycinaniu tkanek, ich siłę przy łamaniu wyrostków kolczystych ( wtedy z zaskoczenia zaczerpnęłam głośno powietrza, a młody chirurg zaśmiał się i stwierdził, że na nim to też za pierwszym razem zrobiło wrażenie). Potem zaczęli wkręcać do trzonów kręgów śruby, kontrolując ich położenie przy pomocy zdjęć rentgenowskich. Wszyscy obecni na sali ubrali ołowiane fartuchy. Na sam koniec do śrub powkładali masywne druty, których zadaniem było wyprostowanie skrzywionego kręgosłupa. Przepłukali, pozszywali pacjentkę i wysłali na oiom. Potem odbył się drobny zabieg stopy. Tu nie potrzebna była siła, bardziej liczyła się precyzja i dokładność. Ta operacja bardziej mi się podobała. Chwilowo zakochałam się w chirurgii, ale ortopedia to nie moja bajka :)
Było mi żal kończyć praktyki. Z jednej strony z niecierpliwością oczekiwałam rozpoczęcia się pełnowartościowych wakacji ze spaniem do 10 i całodziennym leżeniem w łóżku i nic-nie-robieniem. Ale polubiłam te wszystkie maluchy i czasami brakuje mi Paulinki, która chwytała się mojej nogi i tylko w takiej pozycji dawała sobie zrobić zastrzyk, albo Dorotki, która wołała mnie za każdym razem gdy mijałam jej salę.
ehh niektore pielęgniarki to naprawdę żenada ;-/ kurde fochy strzelają na prawo i lewo,a to przecież ich praca,żeby pomagać innym! dobrze,że nie wszystkie takie są.
OdpowiedzUsuńa dzieci... tak,one tak umieja poprawić humor!:-D
mam jeszcze pytanie,takie troche nie na teraz,no ale..;-) co robiłaś ostatniego dnia przed maturą z chemii/biologii? jeszcze nauka czy już relaks?
Miałam zamiar odpoczywać, ale ciągle coś mnie męczyło i zaglądałam do książek żeby sprawdzić niektóre informacje. Ale nauka przed sama matura to głupota. Już nic nie zdąży się powtórzyć, a atmosfera staje się nerwowa i potem w trakcie egzaminu trzeba się zmagać z większym stresem.
UsuńCzasami jak czytam o opryskliwych zachowaniach pielęgniarek, to mam wrażenie, że wyżywają się na studentach póki mogą, bo za kilka lat Ci skończą studia i role się odwrócą. ;-> Zakładając czysto hipotetycznie oczywiście. Jak pomyślę o swoich praktykach za rok, to już mam skręt kich.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa operacja trafiła Ci się z tym kręgosłupem. Młody pan doktor był chyba zadośćuczynieniem za te niedobre pielęgniarki.
A o ile łatwiej by się pracowało gdyby lekarze i pielęgniarki żyli w przyjaźni :D
UsuńBył, był :D Gdyby nie on to ciężko byłoby mi przetrwać te dwa tygodnie praktyk :)
Gdyby. Najpierw jedni powinni przestać zadzierać nosa, a drudzy czuć się tymi niższymi i może przyjaźń by powstała. :D
UsuńZazdroszczę Ci tego lekarza. :P
Czas tak leci, pierwszy rok już za Tobą ;) Z perspektywy czasu wydawał Ci się naprawdę ciężki? :) Uważasz, że medycyna jest tylko dla zdolnych ludzi czy bardziej liczy się tutaj pracowitość i sumienność?
OdpowiedzUsuńOj tak! Rok przeleciał nawet nie wiem kiedy o.O
UsuńZ perspektywy czasu wcale nie wydaje mi się ciężki. Miałam lepsze i gorsze chwile, czasami marudziłam i ciężko było czytać moje notki :D ale ogólnie wydaje mi się, że jeśli tylko się chce to z każdej sytuacji można wyjść i w końcu wszystko zaliczyć. Wystarczy ciężko pracować i nie tracić motywacji pomimo niepowodzeń, które czekają na każdego studenta :) Bycie zdolnym bardzo pomaga, ale nie jest niezbędne. Ważniejsza jest systematyczność i pracowitość :)
Odnośnie klasy maturalnej i przygotowań - kiedy zaczęłaś przygotowania stricte do matury? Jaki miałaś plan nauki?
OdpowiedzUsuńOd dzieciństwa :P
UsuńA tak na poważnie to zaczęłam rok przed maturą. Biologii uczyłam się regularnie ze względu na olimpiadę, więc miałam dużo prościej. Potrzebowałam tylko powtórki. Natomiast chemii nie uczyłam się ani w gimnazjum ani w liceum. Miałam pecha i trafiłam na beznadziejnych nauczycieli. Rok przed maturą zdecydowałam się na korepetycje i nadrobiłam cały materiał. Przerobiłam mnóstwo zadań, poświęciłam na to bardzo dużo czasu, ale wyrobiłam się też z przygotowaniem do rozszerzonej fizyki. Naukę innych przedmiotów do szkoły ograniczyłam do minimum.
UsuńMój plan nauki? Przerabianie mnóstwa zadań. Prawie w ogóle nie uczyłam się teorii, którą starałam się łapać z zadań. Lepiej mi się uczy gdy sama dojdę do wniosków, dłużej zostają w mojej głowie. Biologię miałam przerobioną pod względem teorii, musiałam się tylko nauczyć rozwiązywania testów i trafiania w klucz, co jest połową sukcesu! :)