Od poniedziałku znowu pomieszkuję w Mieście Moich Studiów. Po pięknym czasie lenistwa i odpoczynku brutalnie zostałam przywrócona do rzeczywistości. Od razu trzeba było zabrać się do nauki, a nieużywany przez dwa tygodnie mózg nie chce ze mną współpracować :(
W tym semestrze miało czekać mnie dużo zmian. Zajęcia miały być prowadzone z innymi asystentami, immunologia i angielski zostały zastąpione patomorfologią. Po pierwszym tygodniu mogę się podzielić swoimi wrażeniami.
Zacznę od całkowitej nowości! Patomorfa! Zajęcia rozpoczynają się półtoragodzinną prelekcją. Jeśli ktoś popełnił mój błąd i przeczytał odpowiedni rozdział w podręczniku to nie wyniesie z niej kompletnie nic nowego. Skrypt to chyba przepisane slajdy, których prowadzący nie omawiał, tylko czytał ^^ Potem następuje pół godziny przerwy, po której wracamy na salę ćwiczeń, otrzymujemy preparaty i oglądamy przez godzinę aż do końca zajęć. Nikt ich nie omawia, czasem nawet ciężko doprosić się asystenta o wskazanie jakiegoś szczegółu. Ale mimo to bardzo mi się podoba. Robbinsa czyta się z przyjemnością :O, wszystko jest logiczne i nie przepełnione nazwami białek i związków. Przynajmniej na początku. A katedra wydaje się ludzka. Nawet pozwalają mieć jedną niepoprawioną dwoję i jedną nieobecność! No i znowu mam szansę wyżyć się artystycznie, malując w zeszycie tkanki, komórki, patologie i takie tam różne :D Do tego nie tylko dla nas wszystko jest nowością, katedra też nie może się odnaleźć w tej sytuacji. Wcześniej zajęcia miała z trzecim rokiem. Ćwiczenia były zblokowane i ciężko jest się im przestawić na cotygodniowe oglądanie każdej grupy.
Biochemii bałam się najbardziej. Co prawda z miedzi stałam się specjalistką, bo w obawie przed dr W. nauczyłam się wszystkiego co przyszło mi do głowy. W tym samym czasie zajęcia mają trzy dziekańskie grupy. Z każdej wyczytano pierwsze 5 osób i stworzono grupę do ćwiczeń podlegającą danemu asystentowi. Przed zajęciami razem z R. która przyszła mi towarzyszyć z niepokojem wypatrywałyśmy jacy prowadzący wchodzą do sali. Przy dr W. serduszko stanęło mi na moment a potem zaczęło bić ze zdwojoną siłą. Nawet nie wyobrażacie sobie mojego zacieszu gdy okazało się, że trafiłam do asystenta z poprzedniego semestru. Aż się docent zapytał czy tęskniłam :D
Z fizjologii lista przydzielonych asystentów została udostępniona dużo wcześniej. Do każdego trzeba uczyć się inaczej, lepiej czytać inne podręczniki, niektórzy powtarzają pytania, u innych nie ma co na to liczyć. Przygotowałam się psychicznie, naumiałam, przyszłam na zajęcia i prawie zderzyłam w drzwiach z moją poprzednią prowadzącą, która zamieniła się, żeby móc prowadzić do końca naszą grupę. Z tego powodu nie jestem zadowolona, nie przypadłyśmy sobie do gustu. No ale zajęcia zdałam, więc do przodu!
W tym semestrze miało czekać mnie dużo zmian. Zajęcia miały być prowadzone z innymi asystentami, immunologia i angielski zostały zastąpione patomorfologią. Po pierwszym tygodniu mogę się podzielić swoimi wrażeniami.
Zacznę od całkowitej nowości! Patomorfa! Zajęcia rozpoczynają się półtoragodzinną prelekcją. Jeśli ktoś popełnił mój błąd i przeczytał odpowiedni rozdział w podręczniku to nie wyniesie z niej kompletnie nic nowego. Skrypt to chyba przepisane slajdy, których prowadzący nie omawiał, tylko czytał ^^ Potem następuje pół godziny przerwy, po której wracamy na salę ćwiczeń, otrzymujemy preparaty i oglądamy przez godzinę aż do końca zajęć. Nikt ich nie omawia, czasem nawet ciężko doprosić się asystenta o wskazanie jakiegoś szczegółu. Ale mimo to bardzo mi się podoba. Robbinsa czyta się z przyjemnością :O, wszystko jest logiczne i nie przepełnione nazwami białek i związków. Przynajmniej na początku. A katedra wydaje się ludzka. Nawet pozwalają mieć jedną niepoprawioną dwoję i jedną nieobecność! No i znowu mam szansę wyżyć się artystycznie, malując w zeszycie tkanki, komórki, patologie i takie tam różne :D Do tego nie tylko dla nas wszystko jest nowością, katedra też nie może się odnaleźć w tej sytuacji. Wcześniej zajęcia miała z trzecim rokiem. Ćwiczenia były zblokowane i ciężko jest się im przestawić na cotygodniowe oglądanie każdej grupy.
Biochemii bałam się najbardziej. Co prawda z miedzi stałam się specjalistką, bo w obawie przed dr W. nauczyłam się wszystkiego co przyszło mi do głowy. W tym samym czasie zajęcia mają trzy dziekańskie grupy. Z każdej wyczytano pierwsze 5 osób i stworzono grupę do ćwiczeń podlegającą danemu asystentowi. Przed zajęciami razem z R. która przyszła mi towarzyszyć z niepokojem wypatrywałyśmy jacy prowadzący wchodzą do sali. Przy dr W. serduszko stanęło mi na moment a potem zaczęło bić ze zdwojoną siłą. Nawet nie wyobrażacie sobie mojego zacieszu gdy okazało się, że trafiłam do asystenta z poprzedniego semestru. Aż się docent zapytał czy tęskniłam :D
Z fizjologii lista przydzielonych asystentów została udostępniona dużo wcześniej. Do każdego trzeba uczyć się inaczej, lepiej czytać inne podręczniki, niektórzy powtarzają pytania, u innych nie ma co na to liczyć. Przygotowałam się psychicznie, naumiałam, przyszłam na zajęcia i prawie zderzyłam w drzwiach z moją poprzednią prowadzącą, która zamieniła się, żeby móc prowadzić do końca naszą grupę. Z tego powodu nie jestem zadowolona, nie przypadłyśmy sobie do gustu. No ale zajęcia zdałam, więc do przodu!
Luźno jakoś strasznie w tym semestrze. Nudzić mi się zaczyna, robić nie ma co. Nauki jakoś strasznie mało o.O Nie jestem przyzwyczajona do takiego traktowania.
Coś takiego... Za to na mordorowej anatomii asystenci zmienili się chyba wszystkim, choć oni sami często tego nie chcieli.Tym sposobem moja sekcja straciła nieocenionego dra L. ;_;
OdpowiedzUsuńRok wcześniej też tak było. A teraz tylko nasza grupa taka wyjątkowa.
UsuńOj jak my go uwielbialiśmy! :( Może chociaż nie trafiliście najgorzej? Bo jeśli zaopiekowała się wami dr S. to podwójnie współczuje!
chciałbym zostać studentem medycyny, bardzo cikeawy kierunek, zobaczymy jak wyjdzie mi w tym roku w nauce, wtedy będę mógł coś myśleć.
OdpowiedzUsuń