piątek, 17 października 2014

56) Interna

Rozpoczęłam trzeci rok!
Podoba mi się bardzo. Zajęcia odbywają się w blokach, na większość z nich nie trzeba się przygotowywać. W rezultacie mam mnóstwo wolnego czasu i brak pomysłów jak go wykorzystać. Wciąż mam wrażenie, że to jakaś pułapka i niedługo znowu będę wlewać w siebie litry kawy i wkuwać głupoty do późnej nocy. W końcu do tego mnie te pierwsze dwa lata przyzwyczaiły…
Na razie mam za sobą pierwszy blok interny. Trzeba na niego dojechać do innej dzielnicy mojego miasta. Zajęcia odbywają się na oddziale kardiologicznym. Asystenci opowiedzieli jak zbierać wywiad, jak opukiwać i osłuchiwać, a następnie wpuścili do pacjentów. Grupki studentów składają się z pięciu osób, pacjentów jest po trzech w sali. Oczywiście pierwszego dnia zostałam sama ze swoją pacjentką. Bałam się, niby głupio, ale był to mój pierwszy kontakt z chorym. Na praktykach wyglądało to zupełnie inaczej. Zazwyczaj stał nade mną lekarz, głównie on prowadził rozmowę, a teraz wszystkim miałam zająć się sama. Zerkając w notatki, udało mi się nie pominąć żadnego punktu i dowiedzieć się od pacjentki wszystkiego.
W kolejnych dniach do szpitala został przyjęty Pan z dusznością wysiłkową. W trakcie zbierania wywiadu razem z koleżankami pytamy Pana:
My: Czy miał Pan kiedyś jakieś operacje?
Pacjent: Nie, nie miałem.
M: A był Pan kiedyś w szpitalu?
P: No taaak, byłem, ale to bez operacji wtedy.
M: A dlaczego Pan był w szpitalu?
P: A bo miałem kamienie nerkowe.
M: I rozbijali je Panu?
P: Nie, za duże były! Trzeba było wyciąć!
M: A mówił Pan, że nogi Pana bolą? Z jakiego powodu?
P: A to po wszczepieniu bajpasów zaczęły mnie tak boleć!
Ale pacjent operacji nie miał ;) Zresztą Pan zgłaszał duszność wysiłkową, a codziennie jeździł na rowerze 30 km :)

Ostatniego dnia mieliśmy ćwiczyć z profesorem, który został pilnie wezwany na zabieg. Pojawiły się komplikacje, operacja się przedłużyła i inny lekarz zabrał naszą grupkę, żebyśmy mogli zobaczyć profesora w akcji. Ledwo zmieściliśmy się przed szybą, oglądając wszystko przez ramiona lekarzy w ołowianych fartuszkach, którzy kręcili się dookoła i dopingowali profesora, wpatrując się w ekran monitora, gdzie kontrast uwidaczniał naczynia wieńcowe :)

Pozdrowienia dla A. oraz K., które współtworzyły wywiad z pacjentem bez operacji :)

6 komentarzy:

  1. Właśnie zaczęłam pierwszy rok chyba na tej samej uczelni co ty :) Jak dobrze przeczytać, że jednak kiedyś przestaje się siedzieć po nocach :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog :) na pewno nie jeden strapiony student medycyny tu zagląda, aby na chwilę zrelaksować się od nauki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. niech wyrosną z was super lekarze,życzę tego z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję, życzę dalszych sukcesów ;) Zapraszam do siebie: http://www.tamigrobelni.com.pl

    OdpowiedzUsuń