Wystarczył miesiąc żebym zatęskniła za blogowaniem i ponownie zaczęła pisać. Potrzeba upamiętnienia wszystkich toczących się wydarzeń okazała się silniejsza niż strach przed kolejnym zdemaskowaniem i nawet niewielka ilość czasu, którą powinnam poświęcać na naukę mi nie przeszkodziła. Postanowiłam wrócić do swojego internetowego kącika i znowu dzielić się swoimi przemyśleniami związanymi z medycyną, która od dwóch miesięcy skutecznie wpełza w każdy aspekt mego życia.
Dwa miesiące, tylko dwa miesiące, a może aż dwa miesiące? Mam wrażenie, że jestem tu już rok, czas leci nieubłaganie szybko. Życie przecieka mi między palcami. Z jednej strony jest mi go żal, a z drugiej chciała bym już końca tego roku, z wytęsknieniem czekam na wakacje. Jestem zmęczona, rozdrażniona wymaganiami katedr, które starają się utrudnić życie biednym studentom w każdy możliwy sposób. Do tego przeziębiłam się, choroba nie jest dla mnie taryfą ulgową, a najbliższe tygodnie zapowiadają się bardzo intensywnie.
Czekam na święta, odliczam dni i trwam od weekendu do weekendu w rytmie anatomia-biologia molekularna-histologia-biofizyka-anatomia… Mam ochotę wszystko rzucić i niczym się nie przejmować, ale z moimi zaległościami nie mogę sobie na to pozwolić.
Wokół mnóstwo się dzieje. Malutką ilość wolnego czasu, który mamy dla samych siebie staramy się wykorzystać w stu procentach. W efekcie nie możemy narzekać na nudę, akademik i uczelnia tętnią życiem, które chcę tu opisać, aby móc do wszystkiego wracać po latach.
Z medycznych nowości: zdałam swoje pierwsze kolokwium z anatomii. Oczywiście nie obyło się bez drugiego terminu, głupich błędów, ale udało się uzbierać punkty niezbędne na trzy. To niesamowite jak bardzo można się cieszyć z trójki… Studia zmieniają światopogląd. Rozpoczęliśmy nowy dział, z którego jestem strasznie do tyłu, bo cały swój czas poświęcałam kończynom i poprawie kolosa. Teraz uczę się na zajęcia obecne, nadrabiam zaległości i uczę się do dwóch kolosów, zapowiedzianych na przyszły tydzień. Cieszę się, że nie jestem z tym sama. Nie wiedziałam, że dwa miesiące pozwolą mi tak mocno zżyć się z nowymi ludźmi, którym ufam i wiem, że mogę na nich liczyć w każdej sytuacji.
Po raz pierwszy powrót do Miasta Moich Studiów nie był przyjemnością. W akademiku panowała grobowa atmosfera, a cały entuzjazm i euforia przywieziona z domu nagle wyparowały. Ogólne przygnębienie udzieliło się również mi i w efekcie przez pierwsze dni nie mogłam zmotywować się do pracy. Powoli zbieram w sobie siły na dalszą walkę z Moją Uczelnią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz