piątek, 14 grudnia 2012

6) trudne początki

WEEKEND! :D
Nareszcie koniec tego ciężkiego tygodnia. Właśnie wróciłam z kolokwium z biologii molekularnej, teraz z niecierpliwością czekam na wyniki, chociaż w głębi duszy przeczuwam rezultat moich wczorajszych starań... Mój mózg potrzebuje odpoczynku. Miałam wybrać się na poszukiwania świątecznych prezentów, ale K. źle się poczuła, więc musiałam zmodyfikować odrobinę swoje plany. Ponieważ nagle zwiększyła mi się ilość wolnego czasu, a motywacji do nauki nie przybyło zdecydowałam się napisać coś tutaj :)

Ciągle pamiętam jaka zagubiona byłam przed rozpoczęciem studiów. Nie wiedziałam jak to wszystko będzie wyglądać, pochłaniałam medyczne blogi w poszukiwaniu informacji na temat tego co mnie czeka. Teraz sama stałam się częścią medycznej społeczności i postanowiłam opowiedzieć o ciężkich chwilach początków, z którymi musiałam zmierzyć się na Mojej Uczelni.
Nowe miasto, nowi ludzie, zupełnie inny tryb nauki i życie z dala od starych znajomych i rodziny wcale mnie nie przerażało. Czekałam na to wszystko w niecierpliwością. Byłam strasznie szczęśliwa, że udało mi się dostać, bo po pierwszej liście rekrutacyjnej ogłoszonej przez uczelnię wpadłam w panikę, że ten rok spędzę w domu, ponownie przygotowując się do matury. 
Nasłuchałam się mnóstwo od starszych roczników, którzy jak się teraz okazuje mocno podkoloryzowali rzeczywistość, przez co czekało mnie miłe zaskoczenie. Wbrew pozorom nie jest tu strasznie i całe życie nie kręci się tylko wokół medycyny. Same zajęcia wzbudziły bardzo pozytywne emocje, nie można ich porównać z lekcjami w szkole. Miałam okazję dotknąć preparatu, używać mikroskopu co w liceum było nieosiągalne. Przerażała mnie tylko ilość materiału do ogarnięcia PRZED zajęciami, na które nie można przyjść nieprzygotowanym. W zasadzie to dalej odrobinę mnie przeraża, zwłaszcza gdy do zwykłych wejściówek na zajęciach dochodzą dodatkowo kolokwia. Najcięższe było przestawienie się na naukę na pamięć rzeczy, których nie da się w logiczny sposób wytłumaczyć ( patrz pierwsze zajęcia anatomii, na które wymagano znajomości kości kończyny górnej). Przez trzy godziny starałam się zapamiętać obojczyk, ale każda kolejna kość przychodziła łatwiej. Teraz uważam je za najprostsze elementy z anatomii do opanowania. Same zajęcia w prosektorium też były sporym zaskoczeniem, nastawiłam się na obrzydliwy zapach formaliny, preparaty, na których nie można rozróżnić poszczególnych struktur i uprzedzonych asystentów uwalających za wszystko. No dobra, zapach nie zachwyca, po dwóch godzinach zajęć oczy czasami mi łzawią, ale jest do wytrzymania, preparaty nie są w najlepszym stanie, ale uszkodzonych struktur asystenci nie zaznaczają na szpilkach, a Mój Asystent jest genialnym człowiekiem nastawionym na dzielenie się swoją wiedzą bez weryfikowania naszej. Sama przekonałam się, że przychodzenie na zajęcia z wcześniejszym przygotowaniem procentuje, a unikam zbędnego stresu. Słuchanie/ czytanie o życiu studenta medycyny może przerażać, bo nauki rzeczywiście jest dużo, ale nikt nie wrzuca nas od razu na głęboką wodę, nikt nie wymaga od nas więcej niż sam przekazuje. Sama bałam się jak dam radę ogarniać to wszystko, ale mózg przyzwyczaja się do nowego trybu nauki i jest w stanie w krótszym czasie zapamiętać większą ilość informacji. A zajęcia praktyczne wynagradzają cały dzień spędzony nad książkami.


5 komentarzy:

  1. Właściwie każdy pierwszak czuł się pewnie podobnie. Starsi jak najbardziej wyolbrzymiali problemy i straszyli, więc pewnie mają z nas niezły ubaw. Poza tym tyle nowych rzeczy do zapamiętania, nowy sposób nauki, tryb prowadzenia zajęć, nie wspominając o samodzielnym mieszkaniu i innych aspektach dorosłego życia. Ale teraz nie zamieniłabym tych studiów na żadne inne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Mimo tej ilości nauki podczas gdy moi znajomi narzekają, że czeka ich kolokwium i muszą się nauczyć 20 stron to bardzo mi się tu podoba, studia są bardzo ciekawe i nigdy bym z nich nie zrezygnowała.

      Usuń
  2. Czytając to wszystko czuję coraz większą ochotę na naukę przemian jądrowych! :D
    Jeśli każdy maturzysta, który dostanie się na wymarzone studia jest tak szczęśliwy, jak opisujesz, to okres ten jest jak maj dla zakochanych. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogłam Cię zmotywować :D
      Oj tak, radości po dostaniu się na studia jest nie do opisania, potem wszystkie sprawy związane z przeprowadzką, mieszkaniem, no i oczywiście sama medycyna! Jest ciężko, ale przecież każdy zdaje sobie sprawę decydując się na ten kierunek. Wszystko jest do przejścia zwłaszcza gdy człowieka pchają do tego ideały i zainteresowania a nie pieniądze :) A gdy przychodzą ciężkie chwile to nie można się poddać, odporność psychiczna też jest na medycynie wymagana :D
      Dostanie się to dopiero pierwszy krok, chyba najtrudniejszy, bo zależy tylko od jednego głupiego egzaminu...

      Usuń
  3. Jesteś super :) Ja licealistka pragnąca wybrać się na medycynę czuję wielką chęć czytając Twoje wypowiedzi :) Potrafisz człowieka zmotywować !

    OdpowiedzUsuń